Recenzje Opowiadań Wiki
Advertisement

Trzecia Bawarska Jednostka Wojskowa dotarła do swojego celu dnia czwartego sierpnia, tysiąc dziewięćset trzydziestego szóstego roku. Czyli ta podróż trwałą cztery dni. Był to dobry czas, biorąc pod uwagę, że przebyli dosyć duży dystans, w górskim terenie. Wielki konwój rozlokował się przy małej wiosce, na południowy wschód od Wiednia.

Był to teren dosyć wygodny dla jednostki wojskowej. W miarę równo, w okolicach trochę lasów. Dawało to możliwość zebrania drewna, do rozstawienia barykad, i wzmocnienia okopów. Niemcy rozstawili swoją bazę wypadową na wzgórzu. Całe to miejsce budowano w dwa dni, a Frederick dowiedział się przez ten czas kilku ważnych rzeczy.

Pierwszą z nich było to, że warunki nie były idealne. Oczywiście, namiot był dobrze wyposażony. Tak samo jak wóz dowodzenia. Jednak jedzenie nie było takie wspaniałe. Całej jednostce zakazano odbierania podarunków od miejscowej ludności, a było tylko to, co udało się sprowadzić z Niemiec. Ciężko było liczyć na jakieś pyszności. Musiało być to coś, co wytrzyma te kilka dni transportu, a i jeszcze na miejscu trochę się utrzyma. Linie zaopatrzeniowe były też mocno rozciągnięte, a wypadek na jednej drodze zmuszał inne pojazdy do omijania wielu gór, albo przeciskania się przez wąskie, nieprzeznaczone do wielkiego transportu drogi.

Drugą były ubrania. Prawda, żołnierze zabierali ze sobą często po kilka sztuk odzieży, i nie chodzili cały czas w mundurach. Ale przez całą podróż nie było pisane im zrobić ani jednego prania, przez co Fisher postanowił po prostu przebrać się tylko raz, dnia trzeciego. Czwartego już był brudny od piachu z kopanych okopów.

Jednak sytuacja była dosyć dobra. Żołnierze byli weseli, a dowódcy skłonni do rozmów, i dzielenia się doświadczeniem. Często takim, które wydawało się Frederickowi za takie, które się nie przyda, a próba wykorzystania go, może skończyć się niekorzystnie. Ale jak zawsze, i wiedza o tym, czego nie robić była przydatna.

Szóstego sierpnia obóz był gotowy, a żołnierze, którzy biegali z łopatami, workami, czy siekierami, żartowali sobie, że powinni atakować, a nie się bronić. Całe południe zostało spędzone przez większość na już konkretnym zakwaterowywaniu się w namiotach, czy pokojach wykopanych przy okopie. Niemieckie dowództwo z doświadczenia po pierwszej wojnie ustaliło, że najlepiej, by miejsce przydziału było dla żołnierza jak drugi dom. Dla tego często w tych bazach leżały rodzinne zdjęcia, czy wisiały rodzinne pamiątki. Wojskowi mieli co do swojego zakwaterowania wiele luzu, i nie licząc ogólnych wytycznych, mogli zrobić praktycznie to, co chcieli. Inaczej sprawa wyglądała u oficerów. Oni mieli się też dobrze prezentować, więc nie mogli spać w ziemiankach czy lepiankach. Mieli namioty, które były znaczenie mniejsze, i były ustawione na na prawdę tyłach linii. By chronić przed atakami, każdy był położony w osobnym dołku, co nie zmieniało faktu, że lepiej było mieć twarde przykrycie. Chociaż i to się mogło dla Fishera zmienić, a przynajmniej miał taką nadzieję. W końcu, jeśli niebezpieczeństwo okaże się dużo większe, na pewno coś się z tym zmieni, a przy Wiedniu jest tak, by móc się po prostu w mieście pokazać.

Całe to miejsce było wielkim obozem dla ponad piętnastu tysięcy żołnierzy. A dopiero ranka siódmego Sierpnia, Fisher zrozumiał dla czego. Zaczęło się cicho. Gdzie Frederick stacjonował na środku kompleksu obronnego, dało się usłyszeć pojedyncze strzały daleko, na lewym skrzydle. Cały obóz został podniesiony jednak w stan gotowości. Oddział, którym dowodził młody oficer, został ustawiony w kolumnę w centrum obozu. Były to trzy setki ludzi. Przed nimi stał generał Kuchiler, i wydawał rozkazy szeregowi kapitanów, który stał przed głównymi siłami. Tych było zaledwie trzydziestu jeden. Każdy, na dziesięciu ludzi, no i jeszcze Fischer. - Waszym zadaniem będzie przejście za lewe skrzydło naszych pozycji. Najdalej, jak tylko możecie. Musicie być gotowi na wszystko. Gdy będziecie dość daleko, udacie się na południowy wschód, w kierunku, z którego prawdopodobnie przybyli Węgrzy. - Widocznie był pewien, że to byli oni. - Wróg ma tylko piechotę. Tak samo będzie z wami. Nie mogę wam w tych okolicznościach zapewnić radiostacji, więc macie wrócić tą samą drogą, którą przybyliście. I macie być przed wieczorem. Ktoś na lewym skrzydle źle zaplanował obronę, i nie mają możliwości wykorzystania tam broni ciężkiej, a zaraz obok jest las, w którym nie najlepiej zda się artyleria. A teraz, wymarsz. Na rozkaz, Frederick obrócił się do swoich żołnierzy, i wykrzyczał komendy: - W prawo! Zwrot! Na przód, za dowódcą, marsz! - I ruszył, na przedzie, idąc za linią własnej obrony, by atakować.

Advertisement